czwartek, 2 stycznia 2014

Lush. Kilka słów o marce i produktach do kąpieli.

Przede wszystkim: 

życzę Wam szczęśliwego roku 2014 ! :)

I zapraszam na pierwszy wpis w nowym roku - kosmetyczny (i oby w tym roku szło mi dobrze z wpisami na blogach ;) )

***

Do niedawna byłam Lushową dziewicą. Owszem - słyszałam, znałam pewne kosmetyki z licznych recenzji, ale jakoś nie udało mi się nigdy dotrzeć do sklepu stacjonarnego tej firmy. W końcu na początku grudnia złożyłam dość duże zamówienie w ich sklepie internetowym, z myślą o prezentach dla pań, ale także o mnie - w ostatnich tygodniach pokochałam kąpiele. Jak nigdy nie byłam specjalną fanką, po 10 minutach czułam się poirytowana, znudzona i w ogóle woda już nie była tak ciepła jakbym chciała (ha, ha!), to ostatnio mogę leżeć w wannie 30-40 minut i czerpać z tego przyjemność. Od kąpieli wymagam, aby ładnie pachniała, a najlepiej jeszcze, aby była piana, a skóra po kąpieli nawilżona. Dodatkowe efekty np. relaksujące działanie olejków naturalnych oczywiście też wskazane. 

Do sklepów Lush dotarłam w okresie wyprzedaży świątecznych w Newcastle i York. Dokupiłam więcej kostek do kąpieli, a także pastę do czyszczenia twarzy i ciała. Moja Mami też kupiła pastę i miałam okazję ją wypróbować, stąd w następnym wpisie wyrażę moją opinię o obu.

Kilka słów o samej firmie. Przyznam szczerze, że budzi we mnie mieszane uczucia. Idea jest taka - świeże, ręcznie robione kosmetyki. Ich trwałość jest krótka, mogą tracić na właściwościach z upływem czasu, bo nie mają konserwantów - dla mnie to akurat jest plus. Składniki kosmetyków nie są testowane na zwierzętach i są wegańskie. Tyle dobrych rzeczy. Wspomnieć muszę, że skład nie jest zawsze supernaturalny i może być przyczyną, dla której wiele osób nie polubi się z Lush. Wiele kosmetyków myjących napakowanych jest SLS-ami. Niektórych one mogą podrażniać i wysuszać, ja miałam kilka kostek do kąpieli i nic takiego się nie stało, choć żele innych firm, w których te składniki występują, potrafią mi wysuszyć skórę. Podejrzewam, że w produktach do kąpieli, które miałam, obecność SLS-ów zrównoważona jest olejkami. Produkty te są oznaczone jako naturalne - to może być mylące dla konsumentów, bo o ile kosmetyki organiczne muszą mieć certyfikaty itp, to kosmetyki określane jako naturalne nie podlegają tego typu kontrolom. Aby oddać sprawiedliwość Lushowi - nie reklamują się jako organiczni, trzeba o tym pamiętać.

Lush nie zadowolił mnie jako klientki z powodu ich marketingu. Wiele, wiele brytyjskich firm daje kody zniżkowe na pierwsze zakupy, aby zachęcić nowych klientów. Albo darmową wysyłkę. Albo darmową wysyłkę dla zamówień powyżej jakiejś kwoty (to zależy od sklepu, ale wiele oferuje darmową wysyłkę już od zakupów za £15, moje zamówienie było niemal 4 krotnie droższe!). Zapłaciłam więc za dostawę, kosmetyki przyszły w ogromnym pudle o wielkości niewspółmiernej do zawartości (jakbym wykupiła pół sklepu) - jak na firmę troszczącą się o środowisko, to dziwne. Nie dostałam ani jednej próbki. Podczas zakupów w sklepie stacjonarnym też nie dostałam żadnych próbek. Za to sklep oferuje świeżą maskę do twarzy za zwrócenie 5 czarnych opakowań po ich produktach - dotyczy tylko sklepów stacjonarnych. Wyprzedaże, które zaczęły się w drugi dzień świąt (Boxing Day) nie były też specjalnie atrakcyjne - przecenione o 50% były tylko zestawy świąteczne. Gdyby oferta dotyczyłaby całego asortymentu, to pewnie moje zakupy byłyby większe - gotowe zestawy mnie nie interesowały, ale widziałam, że cieszą się popularnością wśród innych klientek. 

moje kostki do kąpieli minus cztery sztuki, które zużyłam

Na chwilę obecną przetestowałam cztery różne kostki do kąpieli (trzy to były bubble bars, jedna luxury bath melt o czym niżej) i bubble bars pieniły się niesamowicie, do tego stopnia, że po pierwszej kąpieli postanowiłam te większe dzielić na pół i okazało się, że z połowy porcji też wychodzi całkiem miła kąpiel. Te barwiły wodę dość intensywnie, pachniały takoż, a po kąpieli miałam wrażenie, że na skórze został przyjemny film. Niestety zapach jednego (z tego zamówienia on-line, nie miałam okazji powąchać przed kupnem) był dla mnie zbyt drażniący (podobny do proszku do prania). Zresztą jak w końcu dotarłam do sklepów stacjonarnych, to w obu zapach kosmetyków był tak intensywny i podobny do detergentów, a nie naturalnych składników, że ciężko w nim wytrzymać dłużej niż kilka minut.

Do wypróbowania mam jeszcze kilka kostek, w tym kupione w sklepach, gdzie miałam okazję powąchać je, a także inne produkty do kąpieli. Są różne ich rodzaje: bubble bars (te pienią się mocno!), bath bombs (musujące; nie przepadam), luxury bath melts (najbardziej napakowane olejkami i moje ulubione mimo, że nie robią dużej piany). Zapach tych kosmetyków utrzymuje się w łazience długo po kąpieli, więc jeśli tylko traficie na swój zapach, to świetnie, gorzej, jeśli kupicie coś, czego zapach Wam do końca nie odpowiada. 

Na koniec o cenach. Niestety wg mnie za skład, który dostajemy (jednak używają syntetyków, choć zapewniają, że bezpiecznych dla skóry) cena jest zbyt wygórowana. Fakt, że w przypadku past do czyszczenia twarzy (o których za parę dni) mogę powiedzieć, że cena mimo, że wysoka, to wydajność kosmetyku jest zadowalająca, ale w przypadku produktów do kąpieli naprawdę zastanawiam się, czy cena £3.00-4.50 za kąpiel nie jest wygórowana biorąc pod uwagę, że kostki nie mają 100% naturalnego, organicznego składu. Dla mnie to chyba będą kosmetyki używane okazyjnie, gdy będę chciała sprawić sobie małą przyjemność. Będę też bardzo wybiórcza - chyba najbardziej pasują mi luxury bath melts, które są najdroższe.

Za parę dni napiszę o pastach do czyszczenia ciała i twarzy - Angels on Bare Skin oraz Let the Good Times Roll. Będzie bardziej optymistycznie - obie pasty mają zacny skład i przyjemne działanie.

Napiszcie mi proszę, czy używacie tych kosmetyków i jakie są Wasze ulubione. Wiem, że wielkim powodzeniem cieszą się ich szampony w kostce, ja ich nie próbowałam.

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

17 komentarzy:

  1. Cóż, co do tych do kąpieli, to tak podejrzewałam, że jest jw. Jeśli chodzi o próbki - kupowałam 2 x stacjonarnie, i dostałam raz nawet 2 szt. (ale za każdym razem to było poza UK). Co do pudła: też rozmiar mnie zdziwił (choć Amazona i tak nie przebiją...) i ilość opakowań wewnątrz, ale potem się doczytałam, że właściwie wszystko kompostowalne, więc ok. I fajnie, że czyściki Ci pasują :). Ja Buche de Noel nawet 1/2 zamroziłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Buche de Noel sie nie zalapalam - mialam w planach kupic w stacjonarnym sklepie, ale wszystko bylo wyprzedane. Wiec moze za rok. :)

      Tak, zgadzam sie, ze opakowania w wiekszosci biodegradowalne, wiec spoko, ale i tak rozmiar kosmiczny. ;)

      Usuń
    2. Chyba Buche... to po prostu świąteczna wersja Angels. Mnie pasuje bardziej niż Let the good times..., które dostałam jako, ahem, próbkę przy zakupach netowych (może oni dają próbki tylko wtedy, jak się kupuje rzeczy do twarzy ;) ?).

      Usuń
    3. Nie mam pojecia o co chodzi z probkami. O.o Traca potencjalnego klienta, bo ja bardzo duzo takich haczykow lyknelam u innych firm, ktore zawsze cos dorzucaja.

      Domyslam sie, ze to wersja swiateczna tego czyscika. :) Ale bardzo mnie ciekawilo jak pachnie. Ja jednak duzo rzeczy na zapach kupuje. :D

      Usuń
  2. ja jeszcze nie miałam do czynienia z kosmetykami Lush:) mam ochotę wypróbować, ale na razie nie jest to mój must have :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje tez nie byly w sumie na liscie niezbednikow, z ciekawosci sie skusilam, no i jak mowie - przy okazji mialam kilka prezentow swiatecznych dla znajomych pan. :)

      Usuń
  3. Ja do Lush przed ciaza nie moglam wejsc przez te zapachy, a teraz to juz w ogole sklep omijam szerokim lukiem bo ciazowy wech psa gonczego nie daje rady :-)

    (juz po pierwszym scanie wiec koniec anonimowych komentarzy).

    Pozdrawiam, Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie! Mam nadzieje, ze wszystko gra. :) Pozdrowienia!

      Usuń
    2. Z dzidzia narazie gra na szczescie. Mnie niestety wrzucili na liste high risk przez podwyzszone ryzyko tego paskudztwa zwanego pre-eclampsia (i tu zaluje, ze ogladalam odcinek Downton gdzie Lady Sybil rodzila) ale wierze, ze bedzie dobrze i tego sie trzymam.

      Usuń
    3. Ups. Trzymam kciuki, aby to zostalo pod kontrola. Dwie bliskie mi kobiety mialy wysokie cisnienie krwi w ciazy (cala ciaze, tez okreslone, jako podwyzszone ryzyko) i obie urodzily zdrowe dzieci. Tyle, ze musialy byc pod wieksza kontrola.

      Serdecznosci!

      Usuń
    4. Dzieki! Narazie cisnienie mam okay ale przez to, ze mialam kiedys bonanze z tarczyca to jestem traktowana jako high risk bo moze mi cisnienie skoczyc w kazdej chwili. Wyglada na to, ze dobrze wyszlo, ze nam w Yorkshire Dales nie wyszlo bo tutaj jestem blisko Oxfordu i pod opieka uniwersyteckiego szpitala. Tam pewnie musialabym ganiac az do Leeds.

      Ale widokow, przestrzeni i owiec nadal szkoda :-)

      Usuń
  4. Ja trafiłam na Lush bo kolega pracował w ich sklepie w Holandii - jedynie wtedy miałam od nich więcej kosmetyków, bo teraz mnie na nie zwyczajnie nie stać. Jedyne, co tam kupuję to mydła, które są drogie, a moim zdaniem warte swojej ceny. Miałam b. dobre doświadczenie z maseczkami do twarzy (przede wszystkim catastrophic cosmetic), mama jest zadowolona z kremu (marilyn albo coś takiego).
    Co prawda jestem wegetarianką/ aspirującą weganką, ale Lush ma dla mnie trochę za dużo "misji" w swoim marketingu. Na co dzień korzystam z kosmetyków z DM, ich linia alverde nie jest oczywiście naturalna, ale ma wegański certyfikat, pasuje do mojej skóry i - co najważniejsze - mogę sobie finansowo pozwolić na używanie ich na co dzień.
    Lush pozostaje luksusem od święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - przetestowałam już wszystkie kostki do kąpieli i wracałabym chyba do 2-3, nie są to produkty rewelacyjne. Mi w ogóle ciężko dogodzić - naturalne olejki do kąpieli, choć drogie, to mają świetne działanie na skórę i aromaterapię (np. lawenda ♥), ale się nie pienią. Pieniące bajery często wysuszają mi skórę. Dogódź takiej... ;)

      Maseczek i kremów nie próbowałam, ale jeśli uda mi się upomnieć o próbki, to sprawdzę. Jestem wybredna i moja skóra różnie reaguje - nie kupię raczej w ciemno kremu pełnowymiarowego.

      Masz rację co do marketingu firmy - mnie to też nieco drażni. Inne firmy (np. This Works) mają lepsze składniki w kosmetykach, a marketing dużo bardziej

      Usuń
    2. Przepraszam, klawiatura mi odmówiła posłuszeństwa.

      Te inne firmy mają marketing dyskretny i z klasą, ale chyba też mają inną grupę docelową niż Lush.

      Pozdrawiam i dziękuję za ciekawy komentarz. :)

      Usuń
  5. A o Alverde gdzieś słyszałam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń